Nie umiem, nie lubię pisać prologów, więc zaczynam od razu od rozdziału:)
Z pewnością nie był to ładny dzień, mimo iż kalendarz przypominał, że zawitał już kwiecień, to nie miało to żadnego przełożenia na pogodę. Gęste chmury pokrywały niebo, a powietrze co chwila przecinał ostry, zimny wiatr. Mieszkańcy wioski nie wynurzali się ze swoim domów, a Ci którzy zmuszeni był do wyjścia na zewnątrz z kwaśnymi minami siłowali się z wiatrem i przeciskali przez wąskie uliczki w jak najszybszym tempie, by zdążyć uciec przed zbliżającą się ulewą. Mimo wiosny nic nie zapowiadało pojawienia się wyczekiwanego przez wszystkich słońca, które najwyraźniej nie spieszyło się z odwiedzinami.
Mieszkańcy umęczeni po długiej, srogiej zimie nie odzyskali jeszcze wigoru i energii. Opustoszałe ulice przemierzał właśnie wysoki, postawny mężczyzna kierując się w stronę najważniejszego budynku w wiosce – siedziby Hokage. Maszerował wolnym krokiem, wręcz spacerkiem, w przeciwieństwie do mijających go w pośpiechu ludzi. Każdy kto się z nim mijał taksował go ciekawskim spojrzeniem, jednak on nie wykazywał najmniejszego zainteresowania, ani wścibskimi ludźmi, ani miejscem, które przemierzał. Zmęczony po długiej podróży nawet nie raczył oszacować zmian jakie nastąpiły w jego rodzinnej wiosce. Jedynym o czym teraz myślał była jakaś ciepła kolacja, którym zamierzał się uraczyć zaraz po rozmowie z Hokage. Nagle stanął – dotarł do celu.
Nieśpiesznie wszedł do środka, ludzie krzątający się po budynku patrzyli na niego uważnie spod oka, dyskretnie zwalniając kroku, jednak nikt nie miał zamiaru podejść do intruza, a on także nie zamierzał się iść pytać o zezwolenie na rozmowę. Gdy już prawie dotarł do celu wyłoniła się przed nim wysoka szatynka w średnim wieku. Oplotła go dokładnie spojrzeniem po czym wydęła usta w grymasie i zapytała wyniosłym, zmęczonym tonem:
Mieszkańcy umęczeni po długiej, srogiej zimie nie odzyskali jeszcze wigoru i energii. Opustoszałe ulice przemierzał właśnie wysoki, postawny mężczyzna kierując się w stronę najważniejszego budynku w wiosce – siedziby Hokage. Maszerował wolnym krokiem, wręcz spacerkiem, w przeciwieństwie do mijających go w pośpiechu ludzi. Każdy kto się z nim mijał taksował go ciekawskim spojrzeniem, jednak on nie wykazywał najmniejszego zainteresowania, ani wścibskimi ludźmi, ani miejscem, które przemierzał. Zmęczony po długiej podróży nawet nie raczył oszacować zmian jakie nastąpiły w jego rodzinnej wiosce. Jedynym o czym teraz myślał była jakaś ciepła kolacja, którym zamierzał się uraczyć zaraz po rozmowie z Hokage. Nagle stanął – dotarł do celu.
Nieśpiesznie wszedł do środka, ludzie krzątający się po budynku patrzyli na niego uważnie spod oka, dyskretnie zwalniając kroku, jednak nikt nie miał zamiaru podejść do intruza, a on także nie zamierzał się iść pytać o zezwolenie na rozmowę. Gdy już prawie dotarł do celu wyłoniła się przed nim wysoka szatynka w średnim wieku. Oplotła go dokładnie spojrzeniem po czym wydęła usta w grymasie i zapytała wyniosłym, zmęczonym tonem:
- W jakiej sprawie Pan przychodzi?
- Chcę rozmawiać z Hokage, nie mogę czekać. - kobieta kazała mu zaczekać przed gabinetem, po czym sama zniknęła za drzwiami Najwyższego. Sasuke usiadł na drewnianym krześle zniecierpliwiony. Kilkunastogodzinna podróż i zarozumiała sekreterka wyraźnie odbijały się na jego nerwach. Chciał mieć już za sobą te bezsensowne formalności i tak był pewien jak zakończy się ta rozmowa, chciał jedynie zawiadomić o swojej obecności. Po chwili kobieta wyszła z gabinetu, stanęła i przyjrzała mu się po raz drugi jakby nie widziała się z nim pięć minut temu po czym oznajmiła mu, że może wejść do środka.
Pomieszczenie było średniej wielkości, ale przez graty i papiery, które się po nim walały sprawiało wrażenie dużo mniejszego. Ściany były pomalowane na biało, ale widać było, że farba leży już dobre kilka lat, przez poszarzały kolor. Dopiero teraz Sasuke ściągnął z głowy kaptur.
Od razu spostrzegł postac siedząca za biurkiem, lustrowali się wzajemnie nieprzeniknionymi spojrzeniami. Naruto starał się zamaskować szok, który go właśnie ogarnął i prawie mu się to udało, zdradzała go jedynie kurczowo zaciśnięta szczęka, która nie pozwalała mu wypowiedzieć ani jednego słowa, choć w myślach przerabiał ta sytuacje setki razy, starannie opracowując ripostę. Patrzył uważnie na Sasuke, jednak nie był w stanie wyczytać żadnych przejawów zdziwienia czy po prostu ciekawości, czarne puste oczy – dokładnie takie jakie zapamiętał.
Od razu spostrzegł postac siedząca za biurkiem, lustrowali się wzajemnie nieprzeniknionymi spojrzeniami. Naruto starał się zamaskować szok, który go właśnie ogarnął i prawie mu się to udało, zdradzała go jedynie kurczowo zaciśnięta szczęka, która nie pozwalała mu wypowiedzieć ani jednego słowa, choć w myślach przerabiał ta sytuacje setki razy, starannie opracowując ripostę. Patrzył uważnie na Sasuke, jednak nie był w stanie wyczytać żadnych przejawów zdziwienia czy po prostu ciekawości, czarne puste oczy – dokładnie takie jakie zapamiętał.
-Kopę lat – rzucił Sasuke, nie ruszając się z miejsca, nadal obserwując rozmówcę. Gdyby nie ironia w jego głosie sytuacja wyglądałaby jak spotkanie dwóch dobrych znajomych, którzy zaraz wpadną sobie z ramiona i pójdą na piwo. Naruto wstał od biurka i przerzucił swój wzrok z Uchihy na okno znajdujące się za nim.
- Po co przyszedłeś? - rzucił poważnym tonem. Jednak bardzo dobrze znał odpowiedź, dobrze widział po co do niego przyszedł, wiedział, ze kiedyś tu wróci.
- Chce wrócić.
- Jaką mam pewność, że za miesiąc czy dwa znowu nie zbiegniesz?
- Moje słowo, wystarczy czy może trzeba dać do tego coś w zastaw? - Naruto czekał na ten moment ponad dziesięć lat i jak się często w takich przypadkach okazuje czekanie było dużo bardziej emocjonujące niż jego wyczekiwany kres. W tej chwili wszystkie emocje z niego opadły. Stał przed nim obcy człowiek, nie był w stanie wykrzesać z siebie żadnych innych uczuć co do niego. Człowiek, którego nigdy nie poznał, choć kiedyś tak bardzo się starał. Ale to już minęło, nie czuł teraz zupełnie nic – żalu, smutku czy złości. To był obcy człowiek, którego mógł przyjąć do wioski, dać mu mieszkanie, mijać się z nim codziennie w drodze do pracy nie obdarzając nawet spojrzeniem, był mu zupełnie obojętny.
- Będziesz tak stał i się gapił czy może w końcu odpowiesz? - z zamyślenia wyrwał go szorstki głos Sasuke, zdającego się być teraz rozbawionym sytuacja, o ile rozbawieniem można nazwać ironiczny uśmiech z nutka wyższości w głosie – tak, bez dwóch zdań był rozbawiony, jednak Naruto zignorował jego zaczepkę i odchrząknął.
- Dobrze wiesz, jaka jest moja odpowiedź, ale jeśli znów coś wywiniesz to przysięgam Ci, że Cię znajdę, choćbym miał szukać do końca życia i zabiję. - Naruto w końcu obdarzył spojrzeniem rozmówcę, ten prychnął pod nosem i uśmiechnął się do niego, jakby te właśnie opowiedział jakiś dobry kawał. Naruto odwzajemnił uśmiech z równą 'serdecznością', po czym kazał mu poczekać w gabinecie, a sam wyszedł. Wrócił po 10 minutach, już bardziej beztroski i wręczył Uchihe dwa klucze spięte ze sobą.- To do Twojego nowego mieszkania, zaprowadzę Cię. - Sasuke przytaknął, wyrażając zgodę, jakby to on tu decydował, po czym bez słowa wyszli ramię w ramię.
- Co za gbur... - burknął pod nosem naburmuszony Naruto urażony ignorancją i chamstwem szatyna, jednak ten na szczęście tego nie dosłyszał.
Szatyn mocno obejmował kobietę siedząca mu okrakiem na kolanach, obdarzając jej szyję pocałunkami. Jego ręce błądziły po jej plecach, sprawiając, że na na jej ciele pojawiała się gęsia skórka. Oboje czuli rosnące pożądanie, które towarzyszyło im niezmiennie od pierwszego spotkania. Od początku oboje wiedzieli, ze to nie jest miłość od pierwszego wejrzenia, że nie zostaną dobrymi przyjaciółmi, nie musieli nawet nic mówić, od pierwszego spojrzenia, od pierwszego gestu wiedzieli jak się to skończy i rzeczywiście zawsze kończyło się tak samo, już od jakiegoś pół roku, zawsze w niedzielne wieczory. Wtedy właśnie Hiroko go odwiedzała, wtedy właśnie jego kobieta była w pracy, wtedy właśnie mogli spokojnie oddawać się żądzom, które ich ogarniały, spełniać wzajemnie swoje najskrytsze zachcianki.
Uwielbiał ten dreszczyk emocji, gdy zniecierpliwiony wyczekiwał pukania do drzwi, znał już na pamięć ten słodki rytuał, który temu towarzyszył. Hiroko była niezaprzeczalnie piękna kobietą; wysoka, smukła, pewna siebie, o zadziornym spojrzeniu i ponętnych dużych ustach, zazwyczaj podkreślanych ciemnoczerwoną szminką, przyciągała na siebie wzrok każdego mężczyzny. Kobieta powoli zaczęła rozpinać jego koszulę, guzik po guziku, obdarowując jago klatkę piersiową gorącymi pocałunkami, zaś on w tym czasie wplótł ręce w jej blond włosy, co wywołało cisze westchnienie dziewczyny. Nagle, kątem oka, gdyż większość obrazu przysłaniała mu blondynka, która właśnie podgryzała jego ucho dostrzegł, że ktoś stoi w drzwiach, przed oczami mignęły mu różowe włosy. W jednej chwili zerwał się na równe nogi.
Uwielbiał ten dreszczyk emocji, gdy zniecierpliwiony wyczekiwał pukania do drzwi, znał już na pamięć ten słodki rytuał, który temu towarzyszył. Hiroko była niezaprzeczalnie piękna kobietą; wysoka, smukła, pewna siebie, o zadziornym spojrzeniu i ponętnych dużych ustach, zazwyczaj podkreślanych ciemnoczerwoną szminką, przyciągała na siebie wzrok każdego mężczyzny. Kobieta powoli zaczęła rozpinać jego koszulę, guzik po guziku, obdarowując jago klatkę piersiową gorącymi pocałunkami, zaś on w tym czasie wplótł ręce w jej blond włosy, co wywołało cisze westchnienie dziewczyny. Nagle, kątem oka, gdyż większość obrazu przysłaniała mu blondynka, która właśnie podgryzała jego ucho dostrzegł, że ktoś stoi w drzwiach, przed oczami mignęły mu różowe włosy. W jednej chwili zerwał się na równe nogi.
-Ty sukinsynu!
Kazuo zaraz znalazł się przy niej, jednak nie odezwał się ani słowem, jedynie spojrzał na nią przepraszającym wzrokiem. Gdy podjął próbę dotknięcia jej ręki natychmiast ją wyrwała. Przez chwilę stali we trójkę, w ciszy tak niezręcznej, że aż wywiercającej dziurę w brzuchu, krew odpłynęła z jej twarzy, a ciśnienie podskoczyło tak, że aż zrobiło jej się słabo. Nagle cisze przerwał jej własny krzyk, Sakury dopiero teraz zdawała się wyrwać z paraliżującego letargu. Jednak krzyk nie był donośny, czysty, był to raczej cichy skowyt, jakby zabrakło jej tchu, skowyt zdradzonej kobiety. Sakura zerwała nagle i zaczęła okładać pięściami oprawcę, gdy ten mamrotał coś próbując ja uspokoić, wytłumaczyć się, ale ona nie słuchała, była jak w amoku. Skowyt przemienił się w szok, gdy nagle przypomniała sobie o trzeciej osobie, która nadal stała w ich sypialni i z ciekawością patrzyła na przebieg sytuacji. Sakura wyrwała się Kazuo i w trzech susach znalazła się przy kobiecie.
- Ty szmato! Wynoś się stąd!
Hiroko uśmiechnęła się rozbawiona sytuacją, po czym bez słowa zaczęła zmierzać w stronę drzwi, nie zwracając uwagi na mordercze spojrzenie Sakury. Gdy przechodziła przez drzwi Kazuo posłał jej zażenowane spojrzenie, ale nic nie powiedział. Gdy zniknęła z pola widzenia Sakura wybuchnęła.
- Jak mogłeś!? Jak mogłeś to zrobić!? Długo to trwało? Zawsze gdy wychodziłam urządzaliście sobie schadzki? Odpowiedz! Słyszysz!? - Nie próbowała nawet hamować łez, w tym momencie przyznawała sobie do tego całkowite prawo. Pulsowanie w jej głowie było tak silne, że nie mogła pozbierać myśli, ledwo łapała oddech, jakby ktoś ją topił. Gdyby jadła dziś obiad to na pewno w tej chwili by go zwróciła, bo żołądek zacisnął jej się tak, że aż zgięła się w pół.
- No odpowiedz! Słyszysz!? Dobrze Ci było? - czuła jak rozgrzane łzy parzyły jej policzki płynąc po twarzy i rozmazując makijaż.
- Uspokój się Sakura, nie zachowuj się jak wariatka, dobrze wiesz, że nam się nie układało... - powiedział, po czym podszedł do niej, położył jej ręce na ramionach i schylił głowę by spojrzeć jej w oczy. - Dobrze wiedziałaś...
W głowie kotłowało jej się milion myśli, a wszystkie zaczynały się powoli układać. Jaka ona była głupia! Od początku było widać, że tych dwoje spogląda na sobie tak jak nie przystoi znajomym. Jak mogła tego nie zauważyć!? Zauważyła. Gorzka prawda uderzyła ją niczym policzek. Wiedziała, podejrzewała od dawna, ale łudziła się, że to jest przewrażliwiona, że on by tego nie zrobił. Ach.. jaka była głupia... ale nie ona pierwsza na tym świecie. Poczuła jakby w jednej chwili rozpadła się na tysiąc części, w jednej chwili wszystko dzięki czemu znosiła bez słowa skargi ciężką, przygniatającą codzienność straciło sens. Usiadła na łóżku, na którym przed chwilą jej Kazuo gził się z ta dziwką, na ich wspólnym łóżku(!) i ukryła twarz w dłoniach, zaczęła łkać, ale tym razem cichutko, prawie niedosłyszalnie. Była współwinna temu co się stało, wiedziała to. Od dłuższego czasu już nawet ze sobą nie rozmawiali, w sumie nawet nie powinna być w szoku, że miał kochankę, a mimo tak, za każdym razem, gdy tak siedząc, w kółko od początku przypominała sobie JEGO obraz z inna kobietą, szczęśliwego, patrzącego na inną z takim pożądaniem jakim jej nie obdarzył nigdy, jej serce pękało a nowo, a żołądek zaciskał się w kolejnym skurczu, kradnącym oddech.
Kazuo podszedł do niej niepewnie, usiadł koło niej i objął ją ramieniem, obracając do siebie przodem, po czym zamknął ją w ciepłym uścisku, nie protestowała. Następnie odsunął się, starł wierzchem dłoni łzę, która zatrzymała się na jej policzku i spojrzał smutno w jej oczy.
-Kocham Cie Sakura, wiesz o tym, ale to już nie ma sensu, od dawna się już nawet o siebie nie staramy, żyjemy obok siebie, nie czuję Cię przy sobie, choć tu jesteś. Wiesz, że to się skończyło już dawno...
Sakura spojrzała na niego równie smutnym wzrokiem jednak tego co zamierzała powiedzieć nie zdołał odczytać.
- Jestem w ciąży.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz